
Birdmana obejrzałem na Netfliksie w sobotni wieczór. Jestem zawiedziony, zapowiadał się dobrze, a ostatecznie podobał mi się średnio: 5/10. To już trzeci film Aleksandra Iñárritu, który obejrzałem i nie bardzo mi się podobał. Wcześniej były Zjawa i Amores perros.
Co mi się w filmie podobało – bo były takie rzeczy i trzeba to podkreślić – surrealistyczny ironiczny klimat, wyśmiewanie się z hollywódzkich filmów o superbohaterach i tych wszystkich blockbusterów, świetna gra aktorów i muzyka w dużej mierze oparta o solowe partie jazzowej perkusji. Estetycznie film nakręcono i fabuła rzeczywiście wciąga.
Tak, fabuła wciąga, ciągle dzieją się jakieś niespodziewanie nierealistyczne rzeczy, ale sensu ja w tym się nie mogłem dopatrzyć. Nie zrozumiałem tego filmu. Albo inaczej – nie było tam żadnego bohatera czy wydarzenia, z którym mógłbym się jakkolwiek identyfikować.
A więc podam 3 recenzje osób, które film zrozumiały i mają coś do powiedzenia: Movielicious, Tomiga i Buster.pw.