Kolejny trójkawkowy dzień

Powtórzyłem wynik z 22 lipca i odczytałem trzy żółte obrączki na kawkach w czasie jednej półgodzinnej podróży rowerem z pracy do domu. Pierwsza była powyższa kawka z obrączką serii S, którą widziałem przy tej samej ulicy dzień wcześniej. Właśnie 22 lipca widziałem ją tam po raz pierwszy, a teraz było to moje trzecie z nią spotkanie. Proszę zwrócić uwagę na leżące na trawniku pożółkłe liście – tak, już spadają.

Na Przymorzu, w okolicy McDonald’sa były dwie kolejne. Nowa dla mnie kawka z obrączką serii C i stały bywalec z obrączką serii H. Tym samym odczytałem trzy kawki i każdą z innej serii.

Rowerem

Wczoraj przejechałem się do pracy rowerem, pierwszy raz od dłuższego czasu, co najmniej od tygodnia. Rano dobry dzień zapowiedziała przelatująca nad Zaspą czapla siwa. W drodze powrotnej zajechałem pod jedną z budek lęgowych pustułek – przy ul. Lelewela we Wrzeszczu. Pokazała się pustułka, ale jak na złość bez obrączki, zaprezentowała tylko ciemne szpony, żeby udowodnić, że nie jest pustułeczką. Ciekawa sprawa, myślałem, że wszystkie dostały białe plastiki. Trzeba próbować dalej, zaobrączkowane też muszą gdzieś być w okolicy.

Na osłodę miałem odczyt obrączki na kawce – widziana już znajoma z obrączką serii S, a więc jeszcze bez danych w Polringu. A potem grupka szpaków na mirabelkach na Zaspie głośno odzywająca się z zadowoleniem.

Lotka zięby

Dziś kolejne pióro do kolekcji, sfotografowane w ściółce mijanego w drodze do pracy kawałka lasu. Lotka pierszorzędowa zięby – zidentyfikowana po charakterystycznych białych wcięciach i obrzeżeniach w szaroczarnych chorągiewkach pióra. Poza tym po wielkości i biotopie.

Słychać było dziś dzięcioła dużego, kowalika i sójkę, pokazał się kos i rudzik. Drogę zaszedł mi dzik, przestraszył się od razu uciekł.

Pióro sójki

W drodze do pracy przeszedłem dziś przez las, kilkaset metrów pod górę i z górki. Po drodze usłyszałem dzięcioła dużego, pełzacza leśnego i kowalika, a więc same ptaki nierozerwalnie związane z drzewami. A na ziemi znalazłem to pióro z pokryw skrzydłowych sójki – fachowo na ten kolor mówi się kobaltowy i nie jest wytworzony pigmentem, pióro jest tak zbudowane, żeby rozszczepiać światło i zatrzymywać wszystko poza kolorem niebieskim.

Trzy kawki

Kawki stały się moim najczęściej czytanym gatunkiem. Jeszcze kilka miesięcy temu, kiedy pracowałem blisko sopockiej plaży, oczywiście królowały śmieszki i inne ptaki związane z wodą. Teraz podczas codziennej jazdy rowerem przez miasto jestem w stanie odczytać 3 kawki jednego dnia – jak to się stało wczoraj. Kiedyś cieszyłem się z jednej w roku.

Siedem i osiem to numery kawek z Wrzeszcza i Zaspy na mojej liście odczytanych obrączek tego gatunku. Oba ptaki mają noszą znaczniki z nową dla mnie serią S. Dotychczas widywałem C i H. S-ki nie mają jeszcze historii w Polringu, są pewnie nowo-obrączkowane, a więc baza ptaków do czytania się powiększa.

Pod domem na Przymorzu spotkałem jeszcze moją „dwójkę”, stałego bywalca trawnika pod MacDonald’sem. Pierwszy raz pisałem o niej w czerwcu i nie zmieniła swojego ulubionego miejsca.

Dwie kawki i srebrzak

Wystarczy kilka dni przerwy w odczytach kawek i widziane obrączki znów cieszą bardzo. Tym razem w drodze z pracy spotkałem dwie kawki z obrączką, a zaraz po wstawieniu roweru do piwnicy, przez okno odczytałem jeszcze osiedlową mewę srebrzystą. Ale po kolei.

We Wrzeszczu spotkałem moją szóstą w życiu zaobrączkowaną kawkę. Żerowała na trawniku przy al. Legionów. Ptak zaobrączkowany w kwietniu przez Warszawski Zespół Obrączkarski Tridactylus, oczywiście nie w Warszawie, ale kilkaset metrów od miejsca mojego odczytu. Przy obrączkowaniu podano, że jest to samica z podgatunku monedula, z plamą lęgową i wyczuwalnym jajem w ciele. Ma co najmniej 3 lata.

Nota bene – plama lęgowa to czasowo nieopierzony kawałek brzucha, którym ogrzewa się jaja i pisklęta bez izolowania ciepła ciała rodzica przez warstwę piór.

Na Zaspie spotkałem znaną mi już kawkę, również żerującą na trawniku w większej grupie. Też owoc pracy Tridactylusa, tym razem z czerwca. Pisałem o niej kilka dni temu.

Na koniec zapowiedziana obserwacja z okna. Obserwacja porządnie mnie zdziwiła. Oglądam nogi wszystkich mew na moim osiedlu i nie ma dużej szansy, że przegapiłem mewę srebrzystą. Mam podejrzenie, że przyleciała po odchowaniu młodych w tym sezonie. W każdym razie jest to ptak zaobrączkowany w sierpniu 2015 w Oliwie przez Sabinę Kaszak po odratowaniu w Pomorskim Ośrodku Rehabilitacji Dzikich Zwierząt Ostoja. Najdalej widziany był w Łebie 4 lata temu, poza tym obserwacje pochodzą z różnych miejsc Trójmiasta. Dziś ma dokładnie 5 lat.

Czwarta kawka

Pierwsza kawka z odczytaną obrączką była w zeszłym roku. W czerwcu była druga, w lipcu trzecia i wczoraj trafiłem czwartą. Brak deszczu i jazda do pracy rowerem sprzyjają takim przygodnym odczytom.

Przejechałem przez Park Uphagena, Park nad Strzyżą i dalej ścieżką rowerową, zatrzymywałem się przy każdej grupce kawek w mieście, oglądając dokładnie ich nogi. Przy rondzie Komorowskiego w mieszanym stadzie gołębi i kawek błysnęło coś żółtego. Zsiadłem, porobiłem zdjęcia i mam odczyt.

Ptak nie ma jeszcze danych obrączkowania w Polringu, pewnie został zaobrączkowany niedawno. Wiem, że Koło Ornitologiczne KOS UG 23 czerwca miało akcję i zaobrączkowano łącznie 12 kawek w okolicach, w których się poruszam. Może to jedna z nich.

Z innych obserwacji wczoraj – około 7 rano nad moim osiedlem przeleciało co najmniej 50 kormoranów. Głównie młode, z jasnymi brzuchami. Zjawisko, którego tu jeszcze nie widziałem.

Trzecia kawka

Widziałem ją jakiś miesiąc temu w okolicy wrzeszczańskiego targowiska, ale bez odczytu. Zanim wyjąłem aparat z plecaka zapadała się jak kamień w wodę. Zrobiłem wtedy kilka rundek rowerem i jej nie znalazłem. Wczoraj rano, w drodze do pracy, zobaczyłem ją znowu i już mi nie uciekła. Po chwilowych problemach z aparatem zrobiłem jej kilka zdjęć z widocznym numerem obrączki i pojechałem dalej.

To trzecia odczytana przeze mnie kawka. Nie miała wcześniej odczytów, a została zaobrączkowana nieopodal, w Parku nad Strzyżą, w grudniu 2018 przez Pawła Ziółkowskiego. Nie znamy jej płci, o wieku wiemy tylko tyle, że ma co najmniej 3 lata, znamy jej podgatunek – nominatywny monedula.

Uciułany kolejny punkt do Ligi Odczytywaczy. Ogłoszono wyniki za czerwiec. Utrzymałem się na miejscu 17 z 24 punktami na koncie. Jest lepiej niż myślałem, ale sezon odczytów przed nami, zdążę jeszcze spaść niżej.

Falco gedanensis

Planowałem dziś w drodze z pracy zajechać do najbliższej filii Biblioteki Wojewódzkiej, żeby dostać login do konta i móc dzięki temu rezerwować i prolongować. Książki oczywiście, i może audiobooki, bo one są też w zbiorach. Nie chcę książek kupować, bo zabierają miejsce, a miejsce jest deficytowe. Mogę kupować ebooki, ale po co, skoro biblioteka jest za darmo i przy pobieżnym przeszukaniu katalogów okazało się, że ma sporo książek, którymi jestem zainteresowany.

Skoro moja trasa to Wrzeszcz-Zaspa-Przymorze, padło na filię przy ul. Lelewela o dziwacznej nazwie Biblioteka pod Kotem i Myszą. Przy okazji rzuciłem okiem na facebookowy fanpage Pustułki z Trójmiasta – Kestrels of 3city. Jest tam mapa miejsc z rozwieszonymi budkami lęgowymi dla pustułek, program nazywa się Falco gedanensis i w jego ramach zakłada się pustułkom białe plastikowe obrączki.

Okazało się, że jakieś 50 metrów od mojej filii biblioteki jest jedna z budek lęgowych dla pustułek. Byłem tam około 16:30 i w piekącym słońcu postałem chwilę i nie zobaczyłem nic. Nic, poza jerzykami, kawkami, gołębiami i kilkoma podejrzanymi typkami z puszkami piwa.

Pojechałem zatem do domu. I znów znalazłem kawkę z obrączką, stałą bywalczynię okolic przymorskiego McDonald’sa. Nie będę zanudzał jej historią, ale punkt w lidze jest.

Odpaliłem fanpage Pustułki z Trójmiasta – Kestrels of 3city jeszcze raz. Okazało się, że budkę przy Lelewela kontrolowałem dziś nie tylko ja. Ekipa obrączkarska znalazła tam młode pustułki, za małe na założenie obrączek. Ponowią kontrolę za 7-10 dni. Trzymam rękę na pulsie.

Wójcik od miesiąca

Od 20 maja w tym samym miejscu Wrzeszcza śpiewa samiec wójcika. Spotykam go w drodze do pracy rano i czasem również z pracy po południu, ale tylko wtedy, gdy przyjeżdżam do pracy samochodem. Parkuję w ten sposób, że przechodzę przez jego biotop. Gdy jadę do pracy rowerem, nie docieram w to miejsce.

Dziś śpiewał tylko rano, gdy przy porannym chłodzie schodziłem z porosłej buczyną górki. Jego śpiew mieszał się z głosami śpiewaków, świstunek leśnych, zięby, strzyżyka, kapturki i kosa. Chwilę go wypatrywałem, dając kąsać się komarom. W końcu pojawił się niżej niż się spodziewałem i poczekał, aż zrobię mu kilka zdjęć.

Wójciki zimują w Indiach i, jak widać na obrazku na blogu migrantwach, dolatuje na miejsce najczęściej we wrześniu. A zdarza się, że już w lipcu. Nie będzie we Wrzeszczu śpiewać w nieskończoność.

Jak już wchodzimy na indyjskie strony, to dorzucam jeszcze artykuł z Bird Count India o odróżnianiu wójcika od śpiewającej niemal identycznie świstunki kaukaskiej. Widziałem tę drugą w Gruzji i identyfikację opierałem na geografii, a nie na cechach ptaka.